Herbert George Wells, Triumfy taksydermisty (The Triumphs of a Taxidermist, 1894)

Oto niektóre z tajemnic taksydermii. Ujawnił mi je taksydermista, w chwili uniesienia. Opowiedział mi je między pierwszą a czwartą szklanką whisky, w chwili, gdy człowiek traci wszelką ostrożność, a jeszcze nie jest pijany. Znajdowaliśmy się w jego ruderze, która była jednocześnie jego biblioteką, salonem i jadalnią, i oddzielona była, przynajmniej jeśli chodzi o widok, zasłoną z japońskiego bambusa od cuchnącej szopy, w której zajmował się swoją pracą.
Siedział na składanym krześle, a kiedy nie wrzucał kawałków węgla do kominka, wkładał stopy, obute, jak sandały, w świętą relikwię w postaci pary gobelinowych pantofli, z dala od gzymsu kominka, śniąc na jawie. Jego spodnie, nawiasem mówiąc, choć nie miały nic wspólnego z jego triumfami, były z najstraszliwszej żółtej kraty, takiej, jaką robiono, gdy nasi ojcowie nosili bokobrody, a krynoliny chodziły po ulicach. Co więcej, jego włosy były czarne, twarz różana, oczy płomiennie brązowe; a jego aksamitna marynarka błyszczała jak tłusta. Jego fajka miała porcelanową główkę przedstawiającą Chińską trójcę bóstw; jego okulary były zawsze przekrzywione; lewe oko, małe i przenikliwe, wpatrywało się w ciebie przez oprawkę, a prawe oko było niewyraźnie widoczne po drugiej stronie szkła, powiększone i zmiękczone. Mówił w tych słowach:
– Nigdy nie było człowieka, mój drogi Bellowsie, który potrafiłby tak wypchać jak ja, nigdy! Mam wypchane słonie i mam wypchane ćmy! I wyglądały na żywsze i lepiej wykonane. Mam wypchane istoty ludzkie, szczególnie dla obserwatorów ptaków. Raz nawet wypchałem Murzyna…
Nie, nie ma przeciw temu prawa; zrobiłem go palcami i używałem jako wieszaka na płaszcze, ale ten głupiec Homersby pokłócił się z nim pewnej nocy, bardzo późno, i połamał go. To było zanim cię poznałem. Ciężko jest dostać skóry, inaczej zrobiłbym kolejną.
Nieprzyjemne? Cóż, nie! Wydaje mi się, że taksydermia mogłaby być później z korzyścią zastąpiona przy pochówkach i kremacjach. Moglibyście zatrzymać przy sobie wszystkich swoich bliskich Taka rupieciarnia, rozłożona w całym domu, byłaby warta tyle, co każda firma, a byłaby tańsza. Można by je wyposażyć w zegary i sprawić, by robiły różne rzeczy…
Oczywiście trzeba by je polakierować, ale nie powinni się świecić bardziej niż naturalni ludzie. Łysa głowa starego Maningtree… Zresztą można byłoby z nimi rozmawiać bez przeszkód… nawet ze starymi ciotkami. W taksydermii jest wielka przyszłość, możesz w to wierzyć lub nie. Tam są skamieliny…
Nagle zamilkł.
– Nie, nie muszę ci mówić…
Nabrał kilka wdechów z fajki.
– Tak, dziękuję… nie za dużo whisky… Wiesz, to, co powiem, musi pozostać między nami. Jak wiesz, wypchałem kilka dodo i dużego pingwina. Nie! Cóż, najwyraźniej jesteś tylko amatorskim taksydermistą. Mój drogi panie, połowa pingwinów na świecie jest tak autentyczna jak chusteczka św. Weroniki czy szata świętego z Trewiru. Wykonujemy je z piór perkozów i podobnych ptaków. I jaja wielkich pingwinów też! Dobry Boże! Tak, robimy je z miękkiej porcelany… Muszę przyznać, że warto się postarać… Robią furorę… Na przykład ostatnio jedno poszło za 7.500 franków. Myślę, że to było naprawdę niezłe, ale… nigdy nie można być pewnym. To bardzo piękna praca, a potem… potem… trzeba je odkurzyć, bo nikt, kto ma takie jajko, nie miałby odwagi go wyczyścić. Na tym polega jego piękno. Nawet gdyby byli podejrzliwi wobec swojego jajka, nie odważyliby się zbadać go zbyt dokładnie. Krótko mówiąc, jest to tak delikatny składnik majątku.
Nie wiedziałeś, że taksydermia może osiągnąć takie wyżyny… Mój biedny chłopcze! Rywalizowałem z samą naturą! Jeden z wielkich autentycznych pingwinów (mówił szeptem), jeden z wielkich autentycznych pingwinów został zrobiony przeze mnie!
Ach, ależ nie! Trzeba tylko studiować ornitologię i samemu się przekonać, który to jest. A co lepsze, syndykat dealerów zaoferował mi dostarczenie okazów w jednym z niezbadanych regionów północnej Islandii. Może kiedyś to zrobię. Ale w tej chwili mam inną małą rzecz na głowie. Słyszałeś o dinornisie?
Jest to jeden z dużych ptaków, który ostatnio wyginął w Nowej Zelandii. Potocznie nazywa się go Moa, prawdopodobnie dlatego, że wyginął. Cóż, mamy trochę jego kości, a nawet znaleźliśmy trochę piór i kawałki suchej skóry w bagnie. A teraz zrobię – cóż, nie ma co robić z tego tajemnicy – zrobię w pełni wypchanego Moa. Znam kogoś, kto będzie twierdził, że odkrył ją w jakimś antyseptycznym bagnie i powie, że natychmiast ją wypchał, bo groziła rozpadowi. Pióra są czymś wyjątkowym, ale znalazłem po prostu zachwycający sposób na ich imitację z fragmentami strusich piór przepuszczonych przez płomień. Tak, to jest ten nowy zapach, który zauważyłeś. Oszustwo może być widoczne tylko pod mikroskopem, a nikt nie chciałby zepsuć z tego powodu pięknego okazu.
W ten sposób, widzisz, daję mały bodziec do postępu nauki. Ale to wszystko jest tylko imitacją natury. Zrobiłem więcej w swoim życiu. Pokonałem… pokonałem ją…
Postawił stopy na ziemi i pochylił się poufale w moją stronę.
– Stworzyłem ptaki – powiedział niskim głosem – nowe ptaki, jakich nigdy wcześniej nie widziano.
W imponującej ciszy położył stopy z powrotem na blacie.
– Wzbogacanie wszechświata… raczej! Niektóre z ptaków, które zrobiłem były nowymi gatunkami kolibrów i bardzo ładnymi, małymi rzeczami, ale niektóre były po prostu fantazyjne. Najzabawniejszy z nich był, jak sądzę, Anomatopteryx–Nieurodzajny… Jałowy – pusty – nazwany tak, bo w środku naprawdę nic nie było. Absolutnie pusty ptak, z wyjątkiem farszu. Stary Jawers ma go teraz i przypuszczam, że jest z niego prawie tak samo dumny jak ja. To arcydzieło, Bellows! Ma w sobie całą głupkowatość pelikana, cały uroczysty brak godności papugi, chudy, gibki rysunek flaminga, z całym ekstrawaganckim konfliktem chromatycznym kaczki mandaryńskiej. Taki ptak! Zrobiłem go z fragmentów szkieletu bociana i tukana oraz z partii piór, które kupiłem z drugiej ręki. Ten rodzaj taksydermii, Bellows, jest dla prawdziwego artysty niezmieszaną radością.
Jak do tego doszedłem? Jest to dość proste, jak wszystkie wielkie wynalazki. Jeden z tych młodych geniuszy, którzy piszą notatki naukowe do gazet, wziął do ręki niemiecką broszurę o ptakach Nowej Zelandii i przetłumaczył ją za pomocą słownika oraz swoich zdolności przyrodniczych; pomylił, z pomocą tego ostatniego, żyjącego Apteryx z wymarłym Anomatopteryx, mówił o pięciostopowym ptaku żyjącym w dżunglach Północnej Zelandii, którego rzadkie i płochliwe okazy były trudne do zdobycia, i tak dalej. Savary, który nawet jak na kolekcjonera jest cudownym ignorantem, przeczytał te paragrafy i przysiągł, że zdobędzie rzecz za wszelką cenę. Zadręczał wszystkich sprzedawców swoimi pytaniami. Oto kolekcjoner ptaków przysięgał, że będzie miał okaz ptaka, który nie istnieje, który nigdy nie istniał i który, ku hańbie jego profanacyjnego wyglądu, prawdopodobnie nie mógłby istnieć teraz, gdyby dać mu życie, a on go dostał!
– Więcej whisky, Bellows? – rzekł taksydermista, ocknąwszy się z chwilowej kontemplacji tajemnic woli i umysłu zbieracza, a uspokojony opowiedział mi dalej, jak uszył bardzo atrakcyjną syrenę i jak pewien wędrowny kaznodzieja, któremu uniemożliwiła audiencję, zniszczył ją pod pretekstem bałwochwalstwa. Ale ponieważ rozmowy postaci, które brały udział w tej transakcji, twórcy, nabywcy i niszczyciela, były jednolicie nie nadające się do publikacji, ten wesoły incydent nie został spisany.
Czytelnicy niezaznajomieni z niejasnymi metodami kolekcjonerów mogą być skłonni wątpić w relację mojego taksydermisty; ale jeśli chodzi o jaja aukuba wielkiego i wypchane szydercze ptaki, jego oświadczenia zostały potwierdzone przez wybitnych ornitologów; a notatki o nowozelandzkim ptaku faktycznie ukazały się w porannej gazecie, o reputacji ponad wszelką wątpliwość, gdyż taksydermista zachował jej kopię, którą mi zresztą pokazał.

To wyjątkowe opowiadanie angielskiego mistrza i prekursora fantastyki zostało po raz pierwszy przetłumaczone na język polski w 2022 r. i wydane przez nas w drugim tomie Opowiadań fantastycznych.